Polska, Szklarska Poręba

wodospad Szklarka

12 października 2008; 303 przebytych kilometrów




szklarska poręba



W Szklarskiej był pośpiech, żeby zdążyć zrealizować cały program na dziś. Jak zwykle nie ma czasu ;) Ten fakt już powoli do legendy przechodzi ;)

Jak dojeżdżamy, to reszta już tam jest. Wiola i Robert są w muzeum ziemi. No to my z Gabi też tam wchodzimy. Wiola z Robertem akurat wychodzą ;) Ale skoro już tu przyszłyśmy...
Uwielbiam to miejsce, takie piękne rzeczy tu są, mogłabym oglądać godzinami! Najpierw minerały. Tyle śliczności tu leży! Po drugiej stronie kryształy, ale nie takie zwyczajne, bo można znaleźć różne cudeńka, miseczki, wazoniki, talerzyki, kielonki. Są i drewniane rzeźby. Rzeźby przeważnie nie robią na mnie wrażenia, ale tutaj są sowy i dziadki dźwigające na plecach gałęzie i inne takie, które bardzo mi się podobają. A do tego ceramika z Bolesławca, którą od dawien dawna uwielbiam! Więc wyjść mi stąd ciężko.

Ale w końcu wyjść trzeba. Okazuje się, że reszta już poszła do wodospadu. I mamy pędzić, to może ich dogonimy. Drogi są dwie, my po krótkim zastanowieniu decydujemy się z Gabi na tą przy szosie, bo tędy na pewno będzie szybciej. Prawie biegniemy do Szklarki. W parku ludzi od licha i ciut, w końcu to niedziela, a i pogoda idealna. Z powodu tych wszystkich ludzi nie za bardzo mi się tu podoba. Za to kolory na drzewach są piękne, wyglądają ślicznie!

Przy wodospadzie spotykamy resztę ekipy. Szybko robimy fotki, oni już idą naprzód do drogi przy szosie, no to my z Gabi decydujemy się dla odmiany ;) na górną ścieżkę. Wcale nie jest taka ciężka, fajnie by się szło, gdyby nie tłumy.
Po drodze przy szlaku widać w dole na wielkiej łące jakiś kamienny krąg. Ciekawa jestem okropnie co to, ale jednak nie ma czasu schodzić tam na dół. Wygląda, jak jakiś stary cmentarz :) Dalej kolejny sklepik i muzeum z minerałami, które skrzą się i błyszczą.

Jak wróciłyśmy na parking, to okazało się, że reszta ekipy była i poszła. Byłam przekonana, że pojechali do Kamieńczyka, bo i to było w planie. Nie za bardzo było wiadomo, co robić, stwierdziliśmy, że jedziemy. Była opcja zatrzymania się i poszukania bankomatu, ale jednak pojechaliśmy dalej.
Później okazało się, że kompletnie się nie dogadaliśmy, bo gdy my pojechaliśmy, reszta ekipy siedziała w knajpie przy muzeum, czekając na obiad. A ja taka okropnie głodna już byłam! ;)